Jej zielone oczy – odc. 6.
Lekarz się wahał, a ja czułam, że zaraz zwyczajnie zwymiotuję. Półnaga, spanikowana, samotna. Na dodatek musiałam sobie zadawać pytanie, dlaczego medyk zachowuje się w ten, a nie inny sposób. Co takiego zobaczył, że aż zbladł. Pomyślałam, że młody i dlatego tak się zawiesił, bo pierwszy raz jajnik widzi. Kazał mi się ubrać.
– Skieruję panią na oddział na kompleksowe badania – powiedział w końcu, wypisując papierki.
– Dlaczego? – zapytałam, z ledwością przeciskając słowa przez gardło.
[Czytaj dalej…]

Nastał początek wakacji. Z tej okazji, jako posiadaczka małych stworzeń domowych, zaczęłam organizować się w celu wyekwipowania małolatów na zarezerwowane obozy. Jakiż to był genialny pomysł, żeby wyjechali od razu na pierwszy turnus. Najmłodsze dziecię pochodzi jeszcze do przedszkola, aż do momentu, gdy starszaki wrócą. Taaak, pierwsze dwa tygodnie będą jakoś zorganizowane.
Jak każda szanująca się rodzina wielodzietna (dwoje dzieci to zdecydowanie wiele), wybraliśmy się na urlop nad morze. Nie tam Egipty, Chorwacje, Tunezje czy Turcje. O nie. Jako lokalni patrioci pojechaliśmy, po raz nie wiem który, nad Bałtyk. I wiecie co? Ja naprawdę lubię to nasze szaro-buro-zielone morze. Plażę lubię trochę mniej, bo plaża się składa głównie z piachu a piachu nienawidzę. I nie żeby piach mi jakoś podpadł szczególnie. Ale piach plus moje dzieci równa się totalna katastrofa, że o bałaganie nie wspomnę. 