Co z naszymi planami? Jak powiedzieć w pracy? A Piotr?
Wracam do pracy. Duchota miasta uderza we mnie po wyjściu z klimatyzowanej przychodni. Świat wiruje, muszę usiąść. Zadzwonić do Piotra? Nie, powiem mu w domu. Po co ma się denerwować w pracy… Przypominam sobie, co powiedział lekarz. Żaden wyjazd do Afryki nie wchodzi w grę. Dziecko w tym okresie ciąży nie zniosłoby takiej podróży. Za co mnie to spotyka?
W pracy jakaś afera. Pytam Asię – sekretarkę, czy jest Szefowa.
– Jest, ale lepiej teraz nie idź do niej – odradza.
Patrzę i nie rozumiem, o czym ona do mnie mówi. Chyba płakała. Co jest grane? Pukam do gabinetu. Wchodzę. Szefowa ma czerwone oczy i masę chusteczek na biurku. Siadam i pytam, co się stało. Skończył się projekt. Od przyszłego miesiąca rozwiązują Biuro. Co za dranie! Łzy tryskają mi z oczu, nie mogę się uspokoić. Szefowa patrzy na mnie, jakby moje rozżalenie podniosło ją na duchu i pomogło powstać jak feniks z popiołów. Obejmuje mnie i mówi:
– Nie martw się, będzie dobrze. Poradzimy sobie.
Kręcę głową, zaprzeczając. Łzy lecą mi jeszcze bardziej. W końcu wydukałam jej mój news o ciąży.
– Pati – mówi – to najważniejsza rzecz w życiu. Będziesz miała dziecko, ciesz się z tego. Praca poczeka.
Wylewam swój żal, że nie mogę pojechać do Afryki, a wizy dla kogoś innego nie da się załatwić, że nie wiem, co z dalej w takiej sytuacji z moim awansem i że w ogóle dlaczego akurat teraz mnie to spotyka…
– Ja będę Dyrektorem w Human Resources. Pamiętaj, że zawsze masz pracę zapewnioną u mnie. A teraz musisz iść do Prezesa. Czeka na ciebie.
W sekretariacie Asia podaje mi herbatę. Cudowna kobieta. Skąd ona wie, czego potrzebuję? Przecież nie wie o ciąży. A może to jakiś szósty zmysł kobiecy? Prawie jak moja mama. W sumie mogłaby nią być. Pytam czemu płakała. Zwolnili ją. Oczy robią mi się okrągłe. Herbata mi wypadła. Nie wiem, co powiedzieć. Daję jej buziaka w policzek, ścieram podłogę, zbieram szkło i nabuzowana złością idę do Prezesa.
Wchodzę do gabinetu. Prezes rozpływa się w uśmiechach. Informuje mnie, że wyznaczył mnie na administratora. Patrzę mu w oczy i mówię, że jestem w ciąży i nie mogę pojechać na konferencję. Widzę, jak jego twarz najpierw robi się blada, a potem czerwona. Wściekłość i ryk.
– Jak mogłaś nam to zrobić? Liczyłem na ciebie, a ty mi mówisz, że jesteś w ciąży! Nie licz na awans. – wybucha.
Kurczę się w sobie. Walczę ze łzami, przez zaciśnięte zęby wycedzam:
– Bardzo mi przykro, że tak się sytuacja skomplikowała. Może mi pan wierzyć, że w moim życiu skomplikowało się bardziej.
Wychodzę, udaje mi się nie trzasnąć drzwiami gabinetu. Sekretarka patrzy na mnie smutno. Wszystko słyszała przez uchylone drzwi. Pędzę do najbliższej łazienki, zwymiotowałam stres, złość i rozżalenie. Teraz przynajmniej wiem, czemu tak często było mi niedobrze. Wychodzę z biura. Kupuję naszej Asi – sekretarce srebrną łyżeczkę na szczęście.
Wracam do – jeszcze – naszego biura. Mówię Markowi, że on będzie adminem, da radę, ja odpadam, jestem w ciąży. Już wiedzieli. Marek wyciąga zza pleców pakunek. Mówi, że to od nich wszystkich, że Prezes to głupi bufon. Rozwiązuję kokardkę i wyjmuję ze środka śliczne, zielone, malutkie buciki. I znów łzy mi lecą. Czy teraz będzie już tak cały czas?
Komentuj: