Aby oderwać mnie od szału zakupów różowych bluzeczek za krocie, które i tak zaraz zostaną zasmarkane, albo oplute lub (o zgrozo!) wymazane kanapką z nutellą, Kacha proponuje kawę. Zgadzam się, bo strasznie zmęczyły mnie zakupy, to przymierzanie, latanie, szukanie rozmiaru i w końcu ten cios cenowy, gdy spadasz na ziemię z metką w ręku. Bosz… nie wiem co boli bardziej od tego upadku, serce czy dupa? Siadamy w pierwszej lepszej kawiarence. „A sobie coś kupiłaś?” – Kacha wyskakuje z pytaniem. „No jeszcze nie, przecież tam były takie ceny, że płakać mi się chciało, ale jeszcze kilka sklepów chyba odwiedzimy, co?” Kacha z gębą zapchaną ciachem z jabłkiem, kiwa głową i śle mi uśmiech. Czyżbym widziała w nim ironię? Pewnie, że tak! Ona nie potrafi jej ukryć! Chyba ją posrało, jak myśli, że wrócę do naszego grajdołu, bez płaszcza! Choćby nie wiem co, kupię i już!
Jednak nie jest to takie łatwe. Na ziemię skutecznie sprowadzają mnie ceny. Czyżby jedyną alternatywą był dla mnie sklep u Chińczyka? Czy już taka dola Matki Polki, że sobie nic, a dziecko i mąż ubrani od stóp do głów? Aaa… widzicie… nie nadmieniłam, że resztę mojego budżetu plus parę groszy moich oszczędności wydałam na sandałki dla Młodej, koszulki dla Wielkiego K po okazyjnej cenie 39.99 zł (sobie w życiu bym takiej drogiej koszulki nie kupiła) i dwie czapki z daszkiem, bo kupując jedną, drugą dostałam gratis. Sobie za to zafundowałam najdroższą kawę w życiu. Już nawet nie będę pisała, ile kosztowała, bo wyjdę na dusigrosza. Ale wierzcie mi, że niemało.
Już w samochodzie Kacha spogląda na mnie ze współczuciem. Wiem co myśli. Normalnie wiem i wiem, co powie. „Gocha, weź ty się wyluzuj, też musisz mieć coś od życia, przecież jeszcze żyjesz, jesteś kobietą!” Uśmiecham się tylko, a ona w tym momencie wypala, że może jeszcze jedno centrum. Opieram głowę na kierownicy, bo już nie mam siły. Ale za chwilę napotykam pełne współczucia spojrzenie psiapsiółki. Jakby chciała powiedzieć, że wie, co czuję, choć przecież nie może tego powiedzieć, bo skąd u licha miałaby wiedzieć, jak się czuje porypana Matka Polka? No skąd? Jedyne, o co mogę się modlić, to żeby nigdy się tak nie poczuła, bo to żadna satysfakcja. Nagle po cichu, ale już bez cienia ironii, Kaśka przemawia do mnie ludzkim głosem. Nienawidzę jak milczy. „Wiesz Małgoś, znam świetną krawcową. Na pewno poprawi ci ten twój płaszcz, żeby tak nie wisiał.”
A ja? Ja znowu się uśmiecham! Moja kochana Kacha!
malgora83
Komentuj: