Kurort

     Pobyt przebiegał nam sprawnie, spokojnie, bez chorób i większych wybryków. Te mniejsze przemilczę. Wspomnę tylko może o jednym, który szczególnie nas rozbawił. Któregoś dnia Pierworodny rozkręcił awanturę przeplataną z histerią, że mu mucha kanapkę zjadła. Coś tam wcześniej przy okazji ubicia jednej tłumaczyłam mu, że muchy nie są czyste, że jedzą kupy i odpadki. Rano przygotowałam maluchom mikrokanapeczki, ale ci jak zwykle nie palili się do jedzenia. W końcu Pierworodny łaskawie dostojnym krokiem skierował się do stołu i wrzask. Ale jaki! W sekundę z Wszechmogącym żeśmy do niego doskoczyli z czarnymi myślami: poparzył się, uciął rękę, złamał nogę, Jagna mu oko wydłubała, ugryzła go, milion myśli na sekundę. A synek: „Mucha mi kanapkę zjadła!!!” i ryk, i wycie, i spazmy, i histeria nie do opanowania. Mimo ogromnych sił, jakie włożyliśmy z Wszechmogącym, aby zachować powagę i odpowiednio przejąć się sytuacją i potraktować tragedię synka z należytym szacunkiem, nie wytrzymaliśmy. Parsknęliśmy siarczyście. Trzymaliśmy się jeszcze jakoś, ale jak zaczęliśmy mu tłumaczyć, że mucha mu zjadła tylko jedną kanapkę, którą już wyrzuciliśmy, a reszta jest ok i tworzyć różne teorie żeby go uspokoić, jak nasze spojrzenia się spotkały – to salwa śmiechu. A Młody oczywiście jeszcze większy ryk. Rozmiar tragedii w skali od jednego do dziesięciu , około ośmiu. Nigdy nie wiadomo, co lub kto sprawi naszemu dziecku taką przykrość i je zrani dogłębnie.


     Młoda i jej słowa klucze: „ko-ko” przechodzące w „go-go” robiła furorę. Powroty do pokoju wiązały się zawsze z dzikimi wrzaskami i wierzganiem. Teraz w domu ma to samo. Wszechmogący chce jej namiot przed klatką rozbić, żeby nie musiała wracać i przezywać traumy.

     Wyjazd pod pewnymi względami był wyjątkowy. Niejaki bardzo przystojny, młody policjant postanowił mnie rozdziewiczyć w uroczej miejscowości o rybackich tradycjach, zwanej Kuźnicą. Rozdziewiczenie kosztowało mnie dwieście złotych i cztery punkty karne. Mój pierwszy w życiu mandat. Po prawie piętnastu latach czynnego jeżdżenia to chyba nie jest zły wynik. Długo się broniłam. Niestety nawet nie pamiętam jego nazwiska. Pozostanie dla mnie pierwszym, jednakże anonimowym.


     Hmmm, czy ja pisałam na początku, że lubię nasze morze? Może. Będę tu jednak przyjeżdżać w maju, albo wrześniu. A na wakacje w przyszłym roku planujemy agroturystykę w Bieszczadach, na totalnym odludziu. Nie wiem tylko, czy dzieciakom taka odmiana się spodoba. I co zrobią ze swoimi uzbieranymi dwójeczkami.

     Powrotna podróż zajęła nam jedyne dwanaście godzin. O masakro, z samego cypla wyjeżdżaliśmy prawie dwie! Około dwadzieścia kilometrów. Przelało to szalę goryczy. Nigdy więcej morza w sezonie!



Kredk@

Strony: 1 2 3 4

Komentuj:

*

* Skopuj to hasło:

* Napisz lub wklej hasło tutaj:

Przeczytaj poprzedni wpis:
» Tolerancyjny NACZELNIK

     Aby stworzyć odpowiedni klimat, rozpocznę od semantycznego wdrożenia tematu. Temat mej perory oscylował będzie w okolicy tolerancji, akceptacji, wyrozumiałości, poszanowania...

Zamknij