
Moja córka miała się urodzić w pierwszych dniach kwietnia. Nie byłabym sobą, gdybym nie postarała się, żeby był to naprawdę pierwszy dzień. Obgadałam sprawę z doktorkiem, wyłożyłam racjonalne argumenty: „chcę i już” i w prima aprilis leżałam na stole operacyjnym. Śmiesznie było od pierwszych sekund. Mój doktorek zadzwonił wczesnym rankiem oznajmiając, że jednak nie rozwiąże tej ciąży, bo i po co. [Czytaj dalej…]